środa, 27 maja 2009

UFO

Zobacz: UFO na świecie


Wylatowskie kręgi zbożowe
UFO odpuściło, ludzie też dali spokój.Od czterech lat kosmici nie lądują w Wylatowie. Ludzie różnie mówią: może drogę zgubili, może rozczarowali się ludzką rasą. A może po prostu twórca piktogramów spakował walizki i wyjechał za pracą do Londynu.
Rolnik Adam Górny ma po dziurki w nosie piktogramów, ufologów i kul światła. Dziennikarzy też. - A tam - macha ręką. Szkoda nerwów na to wszystko. Na pole może pan sobie popatrzeć. Pola nikt panu nie broni - mówi i zamyka drzwi.To na jego roli w 2005 roku powstał jeden z ostatnich wylatowskich piktogramów. Badacze zjawiska mówią, że największy w Polsce. Musieli Górnego przekonywać, żeby nie ścinał zboża i nie niszczył wzoru. W lipcu 2003 roku ktoś lub coś zażartowało sobie na jego działce. Położone zboże ułożyło się we wzór bałwanka i nosiło ślady ludzkiej ingerencji. Ludzie się śmiali, że ktoś zadziałał marketingowo.

Plany były ambitne

Marketing w Wylatowie poniósł totalną porażkę. O tym, że przez kilka lat coś się tutaj działo, przypominają tylko dwie tablice ze spodkiem latającym i wytartymi literami, stojące przy drodze Toruń-Poznań. Nikt nie rozkręcił interesu, nikt nie zbił na kosmitach kasy. Gmina Mogilno nie wcieliła w życie żadnego z szumnych planów: miał powstać hotel, centrum obserwacyjne, muzeum, pomnik UFO, plaża, kanalizacja i przystanek autobusowy w kształcie spodka. Z czasem gmina odpuściła, odpuściło UFO i ludzie też dali sobie spokój. Od czterech lat nie powstał w Wylatowie żaden krąg zbożowy i sława tego miejsca powoli zanika.

- Szkoda, bo to jedyne na świecie miejsce, w którym przez pięć lat z rzędu powstawały piktogramy. Gmina Mogilno tego nie wykorzystała - nie ma wątpliwości Janusz Zagórski z Forum Nowej Cywilizacji. Jeździł do Wylatowa od samego początku.Zagórski się nie poddaje, jako jeden z nielicznych nadal wierzy w to, że można uczynić z Wylatowa ufologiczną stolicę Polski i drugie Roswell. W pierwszy weekend lipca planuje zorganizować tu I Zlot Fanów UFO w Polsce. Dwa lata temu zaproszono go do Urzędu Miasta i Gminy Mogilno. Myślał, że burmistrz będzie miał jakąś propozycję. - Zapytano mnie, czy nie znam jakichś sponsorów.W mogileńskim urzędzie dzisiaj nikt nie chce rozmawiać o kosmitach. Kierownicy wydziałów odsyłają do burmistrza, a burmistrz zajęty: dzień petenta.Tadeusz Filipczak (były radny) na sponsorów nie czekał. Z córką i zięciem urządzili na ganku sklepik z gadżetami, a w garażu prowizoryczną wystawę zdjęć. Przed ich domem zatrzymywały się autokary pełne turystów, bo sensacyjne znaki na wylatowskich polach były ciekawym urozmaiceniem wycieczki.

- Założyliśmy nawet działalność gospodarczą. Ale sezon się skończył, potem zaczęły nam się rodzić dzieci, człowiek nie miał czasu tym się zajmować - mówi Tomasz Surma, zięć Tadeusza Filipczaka.

Trudno uwierzyć, ale licząca dzisiaj 600 mieszkańców wioska była przez pięć wieków miastem, które miało swoją szkołę zawodową, trzy restauracje, kilkanaście warsztatów rękodzielniczych. Mały placyk w centrum wsi świeci pustkami. Po prawej obskurny przystanek autobusowy, po lewej sklep spożywczy, po przekątnej jedyna knajpa. W „Barze Uniwersalnym” czas zatrzymał się 30 lat temu. Odrapane stoliki o grubych blatach, krzesełka obciągnięte skajem, na ścianach wytarte pałuckie wzory, a na półkach skromny garnitur tanich trunków. Żadnych śladów UFO.

Ach, te tłumy ufologów...

W rogu starszy mężczyzna w laczkach walczy z jednorękim bandytą. Podparta pod brodę przygląda mu się znudzonym wzrokiem pani Wiesława. Pamięta czasy, kiedy przychodziło tu tylu gości, że kilka osób obsługi ledwo się wyrabiało. Dziś pustki.

- My nie zmienimy świata - mówi smętnie pani Wiesia.

- A kto zmieni? Te złodzieje z góry? Taka jest prawda, panowie - dorzuca nastawiony bojowo klient w laczkach. Nie wie, dlaczego kosmici już nie przylatują, ale wie, że pojawią się znowu za 20 lat. - W kalendarzu takim przeczytałem.

Jego słowa zagłuszają pędzące pod oknami baru ciężarówki.

Kilkaset metrów dalej sołtys Benon Witkowski sprzedaje na swoim podwórku paszę dla zwierząt. O piktogramach i nieudanych planach rozwoju wsi opowiada niechętnie. Woli mówić o dwóch zbrojnych, których wioska wysłała w 1410 roku, żeby wzięli udział w bitwie pod Grunwaldem.

- Niech pan jedzie do Chabska, tam w muzeum jest wystawa piktogramów - radzi. - Były plany, wszystko umarło śmiercią naturalną.

W Muzeum Ziemi Mogileńskiej w Chabsku, dwa kilometry od Wylatowa, słychać jedynie donośny śpiew miejscowego chóru seniorek. Temat kręgów zbożowych to tutaj przebrzmiała pieśń.

- Nie ma żadnej wystawy. Ludzie nas o to od czasu do czasu pytają. Mieliśmy, ale to dawno temu. Zaraz sprawdzę - Lucyna Bielasik z chabskiego muzeum nie ukrywa zdziwienia. - No tak, w 2003 roku była wystawa. Chyba mamy gdzieś jeszcze jakieś zdjęcia. Jeśli pan chce, to sprawdzę w magazynie.

Po chwili wraca z białą kopertą formatu A4. W środku plik zdjęć przedstawiających piktogramy i bohaterów niedawnych wydarzeń. Robert Bernatowicz z Fundacji Nautilis w otoczeniu kamer, badaczka Nancy Talbot z USA z kłosem w dłoni, przejęte twarze turystów, itp., itd. To wszystko.

- Pan Bernatowicz wpadł przed rokiem na 20 minut. Rzadko się pojawia - mówi Sława Sobiesiak. W jej domu znajdowała się słynna „baza”, do której walili ufolodzy z całej Polski. - Teraz już byśmy chcieli mieć spokój.

- To i lepiej, że się uspokoiło. Kto chciał wchodził na pole. Tylko straty mieliśmy. Ile wyzwisk, ile oszczerstw padło pod naszym adresem, że się niby dorobiliśmy. Ani złotówki z tego nie było - zapewnia Elżbieta Sucholas. Na jej polu powstał w 2000 roku pierwszy piktogram.

- Był problem, bo zboże suche, a ludzie z papierosami wchodzili. Trzeba było pilnować - wspomina Zdzisław Welzandt.

Nie ma już pamiątek

Tadeusz Filipczak wychodzi przed dom, spogląda na pole. Widać, że czegoś mu brakuje.

- Turyści do dzisiaj tu zajeżdżają i mówią: pokażcie coś. A ja nawet długopisu na pamiątkę już nie mam - twierdzi rolnik. Przyznaje, że to, co przed laty zainwestował w koszulki i inne gadżety, nie doprowadziło go co prawda do bankructwa, ale zysku też nie przyniosło.

Nikt nie wie, dlaczego UFO od czterech lat omija Wylatowo. Badacze mówią, że istoty z kosmosu zebrały dane o Ziemianach i zakończyły eksperyment.

- A może stwierdzili, że reagujemy zbyt technicznie, że jesteśmy mało uduchowieni - zastanawia się Janusz Zagórski.

- Albo drogę do nas zgubili - śmieje się Zdzisław Welzandt.

Dziś jedyna namacalna korzyść z wylatowskiego UFO to pomost na prowizorycznej plaży, plac zabaw, z którego już ktoś zdążył ukraść huśtawki i strona w Internecie: wylatowo.pl. ( Oni w 2011 powrócą... )
ufo i yourstyle