niedziela, 21 października 2012

Strange Spiral

Lighs over Norvey

czwartek, 6 września 2012

Ancient Aliens (ufo)

Po raz pierwszy Watykan nie zaprzecza !?

czwartek, 23 sierpnia 2012

UFO - obserwuje


Ufo szpiegujące helikoptery
19.08.2012Ufo krążące nad zamkiem - Germany

poniedziałek, 16 lipca 2012

Wylatowo - podziemna baza ufo

Podziemna Baza Małego Psa
http://youtu.be/s79zz5Jow1c Na podstawie obserwacji kręgów zbożowych ( crop-circle )wyskakujących w Wylatowie oraz zjawisk świetlnych ( kule świetlne ) wynika, że baza Ufo znajduje się w wylatowskim jeziorze !

sobota, 30 czerwca 2012

Planetarny przekaz


crop-circle

Zagłębie crop-circle


crop circle
Reguralnie wyskakują co roku - czyżby to ponowny przekaz ? Okolice Avebury w hrabstwie Wiltshire

środa, 20 czerwca 2012

UFO na dnie Bałtyku


ufo
Ekipy badawcze przeprowadzające badania dna Bałtyku natknęły się na dziwny obiekt na dnie Zatoki Botnickiej - między Szwecją a Finlandią. Ta dziwna rzecz zanurzona w wodach Bałtyku ma 60 metrów średnicy i kształtem przypomina latający spodek .Ma też podłużne wcięcie wyglądające jak tył statku. Na jego powierzchni znajdują się dziwnie ułożone kamienie. Za przedmiotem znajduje się 300 metrowy tor przypominający tor hamowania. Nurkowie, którzy zeszli na dno morza, by obejrzeć obiekt twierdzą, że ma on zaokrąglony kształt i chropowate krawędzie.
- Najpierw myśleliśmy, że to tylko kamień, ale to jest coś innego - powiedział podczas konferencji prasowej jeden z nurków - Peter Lindberg
W środku obiektu znajduje się podłużna, jajowata dziura w dziwny sposób otoczona niespotykanymi kamieniami - czyżby pozostałość po kosmicznym paliwie? Z drugiej strony nurek, Peter Lindberg, przyznaje, że równie dobrze może być to po prostu dziwna formacja skalna powstała na skutek erupcji wulkanu.
- W przeciągu mojej 20-letniej kariery płetwonurka, podczas której nurkowałem ponad 6 tys. razy, nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Nie potrafię wyjaśnić, co widzieliśmy, ale zejdę na dół by wyjaśnić tę tajemnicę - deklaruje Peter Lindberg

czwartek, 14 czerwca 2012

Statki Plejadan


Plejadanie
Typy statków Pleiade'sBilly Meier
Plejadanie są jedną z bardziej znanych w ezoteryce grup Istot Pozaziemskich, które świadomie nawiązują z ludzkością kontakt na Ziemi. Napisano o nich wiele książek - większość jest przekazami osobistymi ludzi, którzy mieli z nimi psioniczny (telepatyczny) kontakt. Przekazy Plejadan mają wedle kontaktowców utrzymujących łączność telepatyczną z Plejadanami niezwykłą wagę dla nas jako Ziemian. Starają się oni ukazać ludzkości w sposób bardzo dostępny kilka spraw bezpośrednio ludzkość dotyczących. Zwracają uwagę kontaktowców na to co się wokół na Ziemi dzieje - szerzą świadomość duchową, ekologiczną, postępową, dostarczając ludziom potrzebnych w ich duchowym rozwoju informacji. Starają się ludzi na wiele rzeczy uczulić, uświadomić ludzkość o wielowymiarowości wszechświata i przekazać, że wszyscy jesteśmy członkami Świetlistej Rodziny - uświadamiają nas o naszej boskości. W sumie nic nowego, jeśli spojrzymy na zagadnienie z punktu starodawnych pism wedyjskich.
Plejady - Otwarta Gromada Gwiazd i Źródło Mistyki. W mitologii wedyjskiej Plejady zwane są Bahulika i wiążą się z ezoterycznymi praktykami oraz siedmioma lub dziesięcioma wtajemniczeniami duchowymi, planetarnymi. Inteligencja Plejad wedle współczesnej ezoteryki wspiera rozwój komputeryzacji, opanowanie przestrzeni kosmicznej i cały szereg nowych technologii tak zwanej epoki wodnika. Istoty Plejad wedle telepatycznych kontaktowców XX wieku mają uratować Ziemię i ludzkość przed inwazją jaszczurów czy istot gadzich z Oriona, przed masowym opętaniem i zniewoleniem przez siły zła. Z układów planetarnych Plejad oraz Syriusza przybywają na ziemię duchowi mistrzowie, awatarzy i prorocy czy posłańcy wskazujący ludzkości prawidłową Drogę rozwoju ku wyższej boskiej świadomości.

niedziela, 3 czerwca 2012

Latające Talerze


Dysk Lolladoffa

sobota, 2 czerwca 2012

Katastrofa Ufo w Puszczy Kampinoskiej


- 3 czerwca ponownie wybieramy się w okolice miejscowości Leoncin, gdzie 24 maja doszło do katastrofy niezidentyfikowanego obiektu latającego, który ścinając czubki drzew runął na ziemię. Wykonamy m.in. szczegółową dokumentację fotograficzną i filmową. Będziemy mieli ze sobą sporo różnego rodzaju sprzętu. Po powrocie przedstawimy zebrane materiały.
W odpowiedzi na liczne pytania odnośnie „Zdarzenia w Leoncinie”, bo tak nazwaliśmy ten przypadek publikujemy parę najnowszych informacji.
Ciągle jesteśmy w trakcie zbierania danych. Jak już wiecie, byliśmy na miejscu zdarzenia i mamy kontakt ze świadkami. Za wcześnie jednak na publikowanie szczegółów, możemy jedynie dodać, że mamy tutaj do czynienia z autentycznym zdarzeniem, które wielu celowo chciało ośmieszyć poprzez rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji i zdjęć. Wg naszych ustaleń podjęta została zakrojona na olbrzymią skalę akcja dezinformacyjna, której celem jest zdyskredytowanie tej sprawy i ludzi, którzy się nią zajmują. W te działania wciągnięte zostały także osoby z polskiego „świata zjawisk niewyjaśnionych”, które – świadomie – lub nie również odegrały w tym wszystkim pewną rolę przyczyniając się pośrednio do zatajenia prawdy o tym wydarzeniu. Wiemy także, że miało dochodzić nawet do zastraszania świadków. Udało nam się dotrzeć do wiele ciekawych wątków tej sprawy, ale zanim cokolwiek zaczniemy publikować, najpierw chcemy to solidnie sprawdzić. Pośpiech i sensacja jest zbędna w tego typu przypadkach. Robimy wszystko, aby uniknąć szumy medialnego i dlatego też poprosiliśmy świadków o nie rozmawianie z mediami. Przynajmniej przez jakiś czas. To wszystko, co na razie możemy ujawnić.
27.05.2012 - o 9 rano dużo ludzi z Leoncina było świadkami przelotu dużego obiektu w kształcie cylindra. Był metaliczny, lekko matowy, miał zmienną różnokolorową poświatę. Nad drogą przy wsi Gać (tego momentu byłem świadkiem, ja plus 8 innych ludzi) obiekt zaczął dymić, odbił się od ziemi kilka razy, po czym wzniósł się wysoko nad ziemię i uderzył w teren puszczy. Ten cylinder był naprawdę duży...Nie wiem, co to było, ale może warto zebrać ludzi, którzy to widzieli, bo świadków musiało być naprawdę dużo.Emaila otrzymały również inne powiatowe media. Informacja o zdarzeniu dotarła również do Czosnowskich policjantów. Obecnie ustalamy potencjalnych świadków zdarzenia- informuje Szymon Koźniewski z nowodworskiej policji.Już rozmawiałem z jedną gazetą i zostałem wyśmiany... We wsi Gać jest człowiek, który był blisko tego zdarzenia, zrobił zdjęcia i podobno coś z nim zrobiło się nie tak. Trzeba może się dowiedzieć, kto to. Ja nie chce wyjść na oszołoma. To mała miejscowość. - brzmiała treść kolejnej wiadomości. W piątek zadzwonił do naszej redakcji Janusz Zagórski z Wrocławia – od lat zajmujący się wyjaśnianiem tajemniczych zjawisk. Jak poinformował teren przeczesują już jego wysłannicy z Warszawy. Jak ustaliliśmy – sołtys wsi Teofile odwiedzony został przez leśniczego, który poinformował, aby nikomu nic nie mówił o tym, co widział. Nie udało nam się spotkać z sołtysem a leśniczy nie odbierał naszych telefonów. Na polu moich 2 sąsiadów znaleziono drobny, metaliczny pył, który wysypywał się z tego czegoś. Mojemu sąsiadowi udało się zrobić temu zdjecie
...Emilcin...
Dlaczego incydent, który wydarzył się 10 maja 1978 w Emilcinie, jest tak fenomenalnie ważny? Powodów jest kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt. Dla wszystkich interesujących się UFO Emilcin powinien być niczym latarnia na wzburzonym morzu. Powinien wyznaczać kierunek i ułatwiać wyciąganie właściwych wniosków. Mamy nadzieję, że wszyscy czytelnicy stron FN znakomicie znają zdarzenie w Emilcinie, ale może przypomnijmy je dosłownie w kilku słowach. 10 maja 1978 wczesnym rankiem rolnik ze wsi Emilcin miał tzw. Bliskie Spotkanie III Stopnia. W lesie kilka istot dość znacznie różniących się od ludzi (wzrost ok. 140 cm, znaczne różnice w budowie anatomicznej) , które zaprosiły go na pokład obiektu UFO. Tam po przeprowadzeniu całego szeregu doświadczeń Jan Wolski opuścił pojazd i udał się do domu zawiadomić rodzinę o niezwykłym spotkaniu. Potem o sprawie dowiedział się jeden z dziennikarzy lokalnej gazety i... tak zaczęła się cała epopeja emilcińska. Sprawa zaczęła wyglądać naprawdę poważnie, kiedy zajął się nią łódzki dziennikarz Zbigniew Blania-Bolnar, który do końca życia (zm.1 października 2003) zbierał dokumentację poświęconą temu incydentowi. Już po kilku dniach przebywania na miejscu, rozmów ze świadkami (pojazd oprócz Wolskiego widziały także dzieci mieszkające w centrum wioski), badania śladów, które pozostawiły te istoty, analizowania tej historii pod każdym względem itd. Dotarła do niego niezwykła prawda – to się tam naprawdę zdarzyło! Mimo wielu prób wyśmiania, podważenia i wyszydzenia tej historii przez zawistnych lub po prostu głupich ludzi Emilcin po 31 latach błyszczy niczym oszlifowany diament. Zgłosili się do FN ludzie, którzy razem z Blanią-Bolnarem prowadzili dokumentację Emilcina. Okazało się, że są unikalne taśmy wideo, na których autor książki „Zdarzenie w Emilcinie” punkt po punkcie obala wszelkie próby „podważenia prawdziwości tej historii”.

No-le


Obserwują i chronią nas i naszą planetę - EARTH -
Z Archiwum Kazimierza Bzowskiego
Była to wiosna, 9 kwietnia 1943 roku. Dzielnicę żydowską w Warszawie otaczać zaczynały samochody pełne uzbrojonych esesmanów oraz inne obcokrajowe formacje, o których obecnie przeważnie zapomina się opisując tamte dni. Dlaczego nie spotkałem w żadnym z opracowań o ostatnich dniach getta wzmianki o sąsiadach z za północnej dawnej polskiej granicy? Może dlatego by nie pogarszać stosunków z Litwą? Byli to bowiem znani z okrucieństw litewscy "szaulisi"(strzelcy) tym groźniejsi, że większość z nich mówiła dobrze po polsku. Ich mundury koloru zgniłej zieleni wyróżniały się czarnymi mankietami rękawów płaszczy i czarnymi kołnierzami. Pamiętam z tamtego nieludzkiego czasu, że tych s...synów trzeba było się bardziej pilnować niż rodowitych Niemców, którym wysługiwali się na każdym kroku. Polaków nienawidzili chyba jeszcze bardziej niż Żydów, których mieli pilnować. Mam - po tylu latach - przed oczami każdy szczegół ich umundurowania i uzbrojenia....pamiętam również polskich policjantów w ich granatowych mundurach, do których jednak Niemcy nie mieli zaufania domyślając się, że wielu z nich nie tylko lituje się nad skazanymi na śmierć Żydami zamkniętymi w getcie ale i w każdej formie stara się im pomagać.Dlatego też zatrudniano ich wyłącznie przy bramach wiodących do tej dzielnicy zawsze dodając im jako nadzorcę jakiegoś z "Schupo"(Schutz-Polizei, policji ochronnej), niemieckiego policjanta i zdarzało się, że starszy przodownik (starszy sierżant) Polak był nadzorowany przez szeregowca, ale Niemca... Zbliża się godzina wczesnego poranku. Obserwujemy z zewnątrz, z dzielnic "aryjskich", czyli po prostu z terenu Warszawy pobliże bram getta. Wewnątrz otoczonej dzielnicy ani żywej duszy. Mieszkańcy getta zdawali sobie sprawę, że nadchodzi to najgorsze. Wielu z nich wiedziało zresztą o tym, że nadejdzie to właśnie tego dnia i byli w pogotowiu. Członkowie żydowskiej organizacji bojowej mimo nielicznego i słabego uzbrojenia gotowi byli umrzeć, w walce, z bronią w ręku. Nie dać się zarzynać jak bezbronne barany. Czemu piszę o tym? Nie byłem przecież obrońcą getta, obserwowałem to wszystko z terenu Warszawy, z jej "aryjskiej" strony. Rzecz w tym, że wówczas jako osiemnastoletni młodzieniec, posiadający wrodzoną ,wręcz fotograficzną pamięć wzrokową ,wykonywałem zadania "zwiadowcy" w ramach AK co było szczególnie istotne przy rozpoznawaniu różnych rodzajów formacji wojskowych i policyjnych z większych odległości. Przeszedłem w tym kierunku specjalne przeszkolenie i to był jeden z kolejnych sprawdzianów moich umiejętności. Wraz z moim dowódcą, starszym wiekiem i stopniem kolegą penetrowaliśmy od rana, od momentu rozpoczęcia holocaustu, pobliże zewnętrznych murów otaczających getto, zapamiętując i nanosząc na plany dokładne miejsca ustawienia cięższej broni, zaznaczając ich kaliber, donośność, pole ostrzału itp. dane, przydatne przy jakimś ewentualnym ataku z zewnątrz - a jak się domyślaliśmy dane te mogły zostawać przekazywane i do wnętrza getta, do wiadomości jego obrońców.Towarzyszył mi kolega "Bruno", sierżant podchorąży ps. "Wąż", tym cenniejszy przy tego rodzaju zadaniach, że mówił po niemiecku jak rodowity berlińczyk. Po południu owego dnia musieliśmy się już oddalić z najbliższej okolicy murów otaczających getto od północy. Każdy ktokolwiek się tam pojawiał a nie był umundurowany był ostrzeliwany właśnie przez tych szaulisów, których Niemcy wysyłali na tereny narażone na ogień obrońców getta. Dzielnica płonęła, słyszeliśmy nieludzkie krzyki ludzi palonych żywcem, mury starych kamienic północnej dzielnicy zbliżonej do torów w pobliżu Dworca Gdańskiego i obecnych terenów Instytutów Chemicznych, w których wówczas mieściły się magazyny SS ,otoczone były kłębami dymu. Domy podpalane były ogniem miotaczy płomieni ,ostrzeliwane z kilku samochodów pancernych i granatników, które widzieliśmy stojąc teraz na szczycie wiaduktu nad torami Dworca Gdańskiego, po którym normalnie kursowały tramwaje łączące Warszawę z jej północną dzielnicą , Żoliborzem. Jednak w tramwajach tego pierwszego dnia walk w getcie było bardzo niewielu pasażerów. Razem z nami i koło nas stały grupki cywilnych Niemców i paru umundurowanych niemieckich kolejarzy robiących ze śmiechem zdjęcia w stronę walczącej dzielnicy i zabawiających się niewybrednymi, chamskimi żartami z jej obrońców. Tu przydała się znajomość języka niemieckiego mojego dowódcy. Dołączył się do tego chóru i bezczelnie pożyczył od któregoś z umundurowanych Niemców trzymaną przez niego wojskową lornetkę Zeissa. Teraz obaj popatrywaliśmy w tamtą stronę, z odległości około kilometra precyzyjnie namierzając lornetką z wewnętrzną podziałką dziesiętną parametry dział samobieżnych, które nadjeżdżały ku kościołowi św. Jana Bożego przy wylocie ulicy Bonifraterskiej , stanowiącej północno-wschodnią granicę getta Było około godziny piątej po południu i kilkanaście minut po wypożyczeniu lornetki, gdy nad mury i domy płonącej dzielnicy od strony zachodniej, od cmentarza powązkowskiego zaczęło nadlatywać coś dziwnego. Była to kula o ostrych konturach, wewnątrz której widać było wyraźnie mieszające się ze sobą i przeplatające się palczasto-zaokrąglone pasy dwóch ostro widocznych barw : malinowej i ciemno-zielono-niebieskiej, tak zwanej "pawiej".Kula poruszała się ruchem falistym, podwyższając lekko i obniżając swój lot. Mając już wyrobione , rutynowe nawyki obserwacyjne określiliśmy obaj jej prędkość na porównywalną z niemieckim samolotem zwiadowczym typu Fieseler Storch, to jest około 80 do 100 km w powolnym locie nisko nad ziemią. Przez lornetkę widać było pojedyńcze okna górnych pięter płonących domów. Kula miała średnicę "czterech okien w starym budownictwie", zaś wysokość lotu kuli nad domami określiliśmy jako "trzy kamienice nad kamienicą". Przeciętna wysokość tych starych domów to cztery piętra plus parter, daje to około dwudziestu metrów, a zatem kula była nie wyżej niż sześdziesiąt metrów nad domami i miała około ośmiu metrów średnicy. Tu przydała się podziałka kątowa w wypożyczonej niemieckiej lornetce ; biorąc pod uwagę te parametry lotu , nieco później obliczyliśmy, iż "obiekt " był od nas oddalony w poziomie o około tysiąc sześćset metrów.Niemcy i szaulisi strzelający ku oknom budynków , w których czasami się ktoś pojawiał, przeważnie nie żaden obrońca a tylko ktoś usiłujący się ratować z ognia, prawie jednocześnie na chwilę przerwali ogień - gdy kula wynurzyła się zza ściany dymów i nadleciała nad ich stanowiska u wylotu ulicy Bonifraterskiej, w pobliże dolnej południowej części wiaduktu nad torami kolejowymi., nad miejsce dobrze widziane zarówno przez nas jak i przez tych przygodnych widzów z "rasy panów", którzy zresztą w tym momencie przypomnieli sobie o lornetce i zabrali ją "Brunowi".. Ale my już zdążyliśmy za pomocą tego niemieckiego sprzętu wykonać pracę zwiadowczą przeciwko ich samym...Tam na sekundę zatrzymała się nieruchomo po czym wzbiła się prawie pionowo wzwyż niknąc na wysokościach z niewiarygodną prędkością. Tu nasze wprawione do obserwacji oczy zauważyły szczegół tego lotu, który przez dziesiątki lat nie miał nie tylko żadnego znaczenia ale i był niewyjaśniony...pozornie nawet nielogiczny. Otóż kula nadleciała od zachodu ale po sekundowym zatrzymaniu się, ulatując wzwyż odchyliła tor swojego lotu o kilka-kilkanaście stopni kątowych ku zachodowi, jakby z powrotem w stronę skąd przybyła...O tym czym ona była, dlaczego pojawiła się właśnie w tym czasie i co znaczyło to odchylenie lotu ku zachodowi dowiedziałem się z badań nad UFO i "Siecią Wilka" dopiero czterdzieści lat później. My sami wówczas podejrzewaliśmy, że może to być jakiś niezwykły obiekt latający, ale z pewnością nie - niemiecki , skoro właśnie oni tak do niego strzelali. Nie wyglądało to jednak na coś skonstruowanego przez obrońców getta, prędzej na jakiś "aparat zwiadowczy" jednej ze stron biorących udział w wojnie.
Skąd mogłem wówczas wiedzieć, że po raz pierwszy w życiu dane mi było oglądać to, co w kilkanaście lat później zostanie nazwane mianem UFO ?

poniedziałek, 28 maja 2012

UFO nad Jerozolimą


Ufo close up...
Cairo

sobota, 3 marca 2012

Podwodne UFO na Morzu Alboran

Podwodne UFO na Morzu Alboran: Wody zachodniej części Morza Śródziemnego od zawsze były źródłem wielu tajemnic. W 1960 r., hiszpański ufolog Antonio Ribeira umiejscowił tam tajemniczy i złowrogi trójkąt, w ktorym mialy miejsce rozmaite anomalia przypominające Trójkąt Bermudzki

Według naocznych świadków w Trójkącie Bermudzkim bardzo często widuje się niezidentyfikowane obiekty latające. Nic zatem dziwnego, że niektórzy badacze zajmujący się tajemniczymi wydarzeniami w tym rejonie obarczają odpowiedzialnością wszelkich tajemniczych zaginięć wzmożonej działalności UFO. Fachowcy definiują UFO jako niezidentyfikowany obiekt latający albo światło na niebie lub powierzchni ziemi, którego wygląd, tor lotu, ogólna dynamika i właściwości luminescencyjne nie dają się wytłumaczyć w sposób konwencjonalny.UFO stanowią wyzwanie nie tylko dla astronomów, fizyków i inżynierów, ale także dla etologów. 20 sierpnia 1881 amerykański szkuner "Ellen Austin" dostrzegł w tym rejonie, na pozycji 27°14'N i 67°08'W trójmasztowy szkuner płynący bez załogi. Nie było również dziennika okrętowego. Kapitan szkunera polecił przerzucić na jego pokład kilku marynarzy ze swojej załogi, chcąc zgodnie z prawem morskim zająć statek. 22 sierpnia rozszalała się krótkotrwała burza, która rozdzieliła oba statki. Po dwóch dniach poszukiwań odnaleziono tajemniczy statek, lecz nie było na jego pokładzie marynarzy z "Ellen Austin". Znikł także nowy dziennik okrętowy. Kapitan nie rezygnując wysłał na statek kolejną grupę marynarzy. Przez swa dni oba statki płynęły w odległości maksymalnie dwustu metrów przy łagodnym wietrze i lekko zachmurzonym niebie. Trzeciego dnia nad ranem podniosła się gęsta mgla. Szkuner przesłonięty oparami zniknął z oczu załogi "Ellen Austin". Nikt więcej nie widział ani marynarzy, ani tajemniczego okrętu. W kronikach z lutego 1885 odnajdujemy wzmiankę o odnalezieniu w rejonie Bermudów, na pełnym morzu, trójmasztowca "James B. Chester", płynącego bez załogi, na pełnych żaglach. Na pokładzie nie było ani ciał załogi, ani śladów jakiejkolwiek walki. Nie było także urządzeń nawigacyjnych, które znikły bez śladu. www.euro12.home.pl